LuDaX |
@Admin |
|
|
Dołączył: 21 Cze 2005 |
Posty: 1365 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Wejherowo |
|
|
|
|
|
|
Dwa tysiące za kundla? Kto to widział?! Miłośnicy zwierząt tanich i "ogólnodostępnych" oburzają się często na bezczelność hodowców, którzy za szczenięta czy kociaki żądają bajońskich sum. Bo najwyraźniej nie chodzi im o dobro czworonogów, tylko zwykły zysk. Tylko skąd biorą aż tak wysokie kwoty?
Na pierwszej lepszej giełdzie lub aukcji internetowej można kupić persa, setera irlandzkiego, kota syjamskiego czy collie za kilkaset złotych (czterysta, pięćset, czasem nawet za dwieście). Ten sam zwierzak o potwierdzonym pochodzeniu, czyli wyposażony w rodowód, kosztuje kilkakrotnie więcej: półtora, dwa czy kilka tysięcy złotych.
Wobec drastycznych cenowych różnic rodzi się naturalne pytanie: Za co hodowcy zrzeszeni w związkach kynologicznych oraz felinologicznych chcą tak wiele pieniędzy?
Rodowód to grosze
Sprzedawcy zwierząt w typie rasy - bez rodowodu, czyli o nieznanym pochodzeniu, mogących wyrosnąć na zwierzęta całkiem niepasujące do wzorca - z upodobaniem podkreślają, że wszystkiemu winna biurokracja i papierki, za które trzeba płacić astronomiczne sumy. To jednak wierutna bzdura. Sam rodowód, jako dokument, kosztuje bowiem zaledwie kilkadziesiąt złotych (wystarczy skontaktować się ze Związkiem Kynologicznym w Polsce lub którymś ze związków felinologicznych, by łatwo potwierdzić tę informację). Bardziej na miejscu byłoby więc inne pytanie: Skoro, inwestując tak niewielką kwotę, można by podnieść cenę oferowanego przez siebie "towaru" o kilkaset procent, dlaczego handlarze tak nie robią? Przecież bez żadnej szkody dla siebie czy kogokolwiek innego spowodowaliby znaczny wzrost zysków, a z takiej okazji skorzysta każdy przedsiębiorca.
Kłopot polega na tym, że pieniądze to nie wszystko. Sprzedawca nie może oferować zwierzaków rasowych (czyli rodowodowych) po prostu dlatego, że on ich nie hoduje, tylko produkuje. Tym samym nie spełnia podstawowych warunków stawianych prawdziwym pasjonatom.
Dobór, czyli nie każdy się nadaje
W hodowli nie chodzi bowiem o to, by kupić czy znaleźć parę psów/kotów bardziej lub mniej podobnych do konkretnej rasy, a następnie kojarzyć je ze sobą, by uzyskać (i sprzedać) młode, które przy odrobinie szczęścia również będą raczej podobne do rasowych.
Czasem się to udaje i rzeczywiście po okazyjnej cenie kupujemy zwierzaka idealnie pasującego do wzorca. Znacznie częściej czworonóg jest trochę inny - mniejszy, większy, o innym kształcie głowy i osadzeniu ucha, z sierścią o "złym" kolorze lub fakturze, a przede wszystkim obdarzony całkiem niepasującym do rasy charakterem oraz zestawem skłonności. Stąd właśnie biorą się nadaktywne bernardyny, mające ludzi w nosie labradory, strachliwe owczarki niemieckie, niezrównoważone pit bulle czy wrzaskliwe, histeryczne yorki.
Natomiast z prawdziwej hodowli otrzymamy pupila z praktycznie rzecz biorąc gwarantowanym wyglądem (oczywiście w rozsądnych granicach, na przykład docelowej wielkości nie sposób określić z dokładnością do stu gram, ale będzie się mieściła w granicach o rozpiętości najwyżej kilku kilogramów) oraz konkretnie zakreślonym temperamentem.
Taka dokładność wymaga rzecz jasna uważnego doboru rodziców. Zwierzęta wykorzystywane w hodowli muszą być nie przeciętnymi, ale wręcz wzorcowymi przedstawicielami swojej rasy. Oceniają to sędziowie kynologiczni oraz felinologiczni, a przecież udział w wystawach kosztuje.
Swoją cenę ma także krycie, zwłaszcza jeśli na ojca maluchów hodowca wybiera międzynarodowego championa. Wreszcie – suka hodowcy może mieć młode tylko raz w roku, a kotka trzy razy w ciągu dwóch lat.
Oszczędzać można na wszystkim
Gdy nie interesuje nas posiadanie wybitnego reprezentanta rasy, możemy oczywiście na wszystkie te tytuły machnąć ręką. Po co medale oraz sława, skoro nasz pupil ma być tylko zdrowy i kochany?
Więc niech będzie zdrowy. W tak delikatnej (zresztą niemożliwej do przewidzenia) kwestii trudno o stuprocentową gwarancję na cały "wyrób", ale możemy zrobić wiele, by wybrać szczeniaka/kociaka silnego i odpornego, o dobrym starcie w życie, który pomoże maluchowi wyrosnąć na wspaniałego towarzysza.
Handlarze, sprzedając zwierzęta po znacznie niższej cenie niż hodowcy, siłą rzeczy muszą oszczędzać. A oszczędzają niemal na wszystkim: karmią sukę czy kotkę słabej jakości karmą (dobra przecież kosztuje), natomiast młodych nie karmią w ogóle (są wyłącznie na mleku matki) lub podają im "posiłki" przyprawiające o dreszcze, jak rozmoczony stary chleb albo... smalec zagniatany z ziemią.
Do tego nie dbają o opiekę weterynaryjną (po co jakieś prześwietlenia w czasie ciąży, badania, ewentualne preparaty wzmacniające), nie szczepią swojego żywego towaru przed groźnymi chorobami wirusowymi, nie robią profilaktycznych badań, dzięki którym można z hodowli wykluczyć osobniki obciążone chorobami genetycznymi.
Dzięki ekonomicznemu rozumowaniu sprzedają też małe puchate kulki już w wieku pięciu, a nawet czterech tygodni. Przecież nie ma sensu utrzymywać ich dłużej, skoro wszelkie obowiązki można jak najszybciej przerzucić na nabywcę. Poza tym dopuszczają do krycia przy każdej okazji (co cieczkę lub ruję), co skutkuje wyniszczeniem organizmu.
Tanie ryzyko
U hodowcy płacimy więc za zwierzę rasowe (co jest potwierdzone dokumentem, a nie tylko obiecane bez żadnych konsekwencji), prawdopodobnie zdrowe (zaszczepione, odrobaczone, pochodzące od zdrowych rodziców), dobrze odżywione, a dzięki dłuższemu kontaktowi z matką oraz rodzeństwem zsocjalizowane i lepiej rozwinięte.
Bez względu na oczekiwania wobec czworonoga lepiej więc nie zostawiać pieniędzy u handlarza, który sprzeda nam malucha zbyt wcześnie oddzielonego od matki, być może chorego, często obciążonego bolesnymi, kosztownymi w leczeniu przypadłościami genetycznymi i na dodatek rasowego inaczej.
Zwłaszcza że jeśli na rasie nam nie zależy, możemy pomóc potrzebującemu czworonogowi, przygarniając go ze schroniska, z domu tymczasowego lub prosto z ulicy. Przyjaciela znajdziemy tak samo oddanego, a nie przyczynimy się do krzywdy zwierząt wykorzystywanych przez pseudohodowców.
Źródło: ulubiency.wp.pl |
|